Lisy
Inspiracją do opowieści Joanna Żamejć pt.: „Etola z lisa” były lisy przebywające w naszym schronisku. O korabiewickich lisach można by napisać bardzo dużo. To często niezwykle dramatyczne historie. Zainteresowanych odsyłam do linków.
Tutaj przeczytasz kilka słów o każdym lisie:
Obejrzyj krótki film z życia lisów.
Na portalu pomagam.pl można przeczytać, co przydarzyło się lisicy Laurze.
A tu film z Laurą.
I jeszcze dwa niezwykle poruszające wpisy związane ze śmiercią dwóch lisic: Sandry i Oli, napisane przez pracowniczkę Korabiewic – Monikę, która zajmuje się lisami w schronisku. Same historie są bardzo dramatyczne w ujęciu Moniki, ale przynoszą też wiele informacji o życiu lisów w schronisku.
Bieżące losy lisów w Korabkach możecie śledzić na FP „Lisi Azyl”.
Jeśli chcesz zaadoptować zwierzaka, pamiętaj, że pierwszym krokiem jest zawsze wypełnienie ankiety adopcyjnej. Znajdziesz ją tu: Ankieta. W przypadku lisów jedyną opcją adopcji jest adopcja wirtualna. Dowiedz się więcej o tej formie pomocy.
Weselni goście tłumnie opuścili kościół, otoczyli młodą parę i zasypali ją życzeniami. Piotr puścił rękę swojej świeżo poślubionej i na chwilę przymknął oczy. Machinalnie ściskając dłonie i odpowiadając na gratulacje, zatopił się we wspomnieniach…
Burza rozpętała się krótko po tym, jak minął granicę Warszawy. Z początku grzmiało tylko sporadycznie, a deszcz – choć gwałtowny – nie przeszkadzał w jeździe. Ale po skręcie na Sochaczew lało już tak, że samochodowe wycieraczki przestały sobie radzić z napływem wody, a widoczność zmalała do zera.
Piotr zjechał na pobocze, aby przeczekać najgorszą nawałnicę. Bezwiednie wyjął z kieszeni papierosy i od razu schował je z powrotem. Karolina nie znosiła, gdy palił w aucie! Nie chciał ryzykować, że jego przyszła żona wyczuje zapach dymu i strzeli focha. Nie teraz, gdy już tylko mały krok dzielił ich od sakramentalnego „tak”, gdy wreszcie po ponad czteroletnim narzeczeństwie był tak blisko zrealizowania swoich marzeń!
Bo Karolina, choć chętnie przyjęła jego oświadczyny i jeszcze tego samego dnia pochwaliła się na Facebooku pierścionkiem, ślub uzależniła od tego, czy Piotr spełni jej marzenie i podaruje etolę z rudego lisa. Etolę z lisa! I to nową, jak zaznaczyła, zrobioną specjalnie dla niej, a nie – używaną, kupioną gdzieś z ogłoszenia!
Najpierw był pewien, że jego dziewczyna żartuje.
– Więc będziesz nosić na szyi trofeum myśliwskie, jak dawne żony wojowników? – zapytał, podejmując jej, jak myślał, grę, i oplótł ją ramionami.
– Nie chodzi o trofeum, tylko o to, czy rzeczywiście jestem dla ciebie najważniejsza – odparła, niecierpliwie uwalniając się z jego objęć i odwracając twarz, aby udaremnić mu próbę pocałunku. – Czy potrafisz dla mnie choć raz złamać zasady!
– Ty tak na serio? – popatrzył na nią zmrożony.
– Mój dziadek upolował lisa i zrobił z niego kołnierz dla babci, a tata za ogromne pieniądze zamówił etolę dla mamy w latach osiemdziesiątych – odpowiedziała. – To taka rodzinna tradycja, a ty przecież po naszym ślubie wejdziesz do rodziny!
– Ale dziś już nikt nie nosi futer – zaoponował. – Mamy inne czasy i inne podejście do zwierząt! Nawet nie będziesz miała gdzie się w tym pokazać!
– Jak uważasz – wzruszyła ramionami. – Ale ja nie zmienię postanowienia!
I nie zmieniła. Mijał czas, jej rodzina coraz częściej pytała o datę ślubu, a Karolina z enigmatycznym uśmiechem odpowiadała, że wszystko zależy od Piotra, przez co on z kolei czuł się coraz bardziej winny. Aż w końcu zdecydował się i zaczął dowiadywać, gdzie mógłby dostać lisie futro i zamówić etolę. Przygnębiało go to, lecz nie potrafił zrezygnować z Karoliny, nie stać go było na to, aby postawić sprawę na ostrzu noża i odmówić jej. Na samą myśl o tym, że mogłaby z nim zerwać z tego powodu, robiło mu się nieswojo, przecież byli ze sobą od liceum!
Gratulacje dobiegły końca. Barwny pochód z młodą parą na czele ruszył w kierunku niedalekiej restauracji, w której miało odbyć się przyjęcie. Przechodnie klaskali i wykrzykiwali życzenia, kierowcy przejeżdżających samochodów naciskali na klaksony…
Ostry głos klaksonu rozdarł powietrze, a światła, które nagle pojawiły się w lusterku, omal go nie oślepiły. Jakiś samochód minął go z ogromną prędkością, rozpryskując wokół błoto i wodę. „Dureń! Niechybnie kogoś w końcu rozjedziesz” – wymamrotał Piotr w stronę znikających w dali reflektorów.
Najgorsza nawałnica minęła, choć warunki nadal nie sprzyjały szybkiej jeździe. Ruszył wolno, na długich światłach, rozglądając się na wszystkie strony. Według opisu trasy gdzieś w tej okolicy powinien skręcić w prawo, w drogę prowadzącą przez puszczę, i jechać aż do leśniczówki, w której mieszkał dziadek Marka. „Człowiek starej daty, myśliwy, który uważa lisy za szkodniki i prowadzi ich odstrzał, a przy okazji ma kontakty z najlepszymi kuśnierzami w Polsce. On z całą pewnością umożliwi ci spełnienie tego głupiego warunku” – tak przyjaciel opisał swego dziadka, a jego ton nie pozostawiał wątpliwości, że Marek i dziadek niezbyt dobrze się rozumieją, co potwierdziła kategoryczna odmowa przyjaciela, gdy Piotr poprosił go o towarzystwo w dzisiejszej wyprawie.
Gdzieś w dali zamajaczyła tablica wskazująca rozgałęzienie drogi, gdy nagle tuż przed sobą Piotr zauważył na poboczu jakiś kształt. Zahamował, włączył światła awaryjne i wysiadł z samochodu. Na skraju szosy leżał mały lis. Jego drobne ciało drgało spazmatycznie, ogon zakrzywiony był nienaturalnie, a ciemna plama krwi na rudym futrze powiększała się z minuty na minutę. Wszystko świadczyło o tym, że lisek dopiero przed chwilą uległ wypadkowi i Piotr prawie z nienawiścią pomyślał o mijającym go wcześniej pojeździe. Na miękkich nogach wrócił do auta, wyciągnął pled z tylnego siedzenia i znów dobiegł do rannego zwierzęcia. Zawinął je w koc i doniósł do samochodu, a następnie drżącymi rękoma wybił w wyszukiwarce Google’a pytanie o najbliższego weterynarza…
Przełamali chleb z solą, rozbili kieliszki i zasiedli do uroczystego obiadu. Marek, pełniący rolę świadka, podszedł do pana młodego i pochylił się nad nim.
– Wiesz, że po posiłku jest czas na przemowy? – zagaił. – A ja w swojej mam zamiar zmusić cię do opowiedzenia historii waszego związku! Wreszcie wybiła godzina prawdy, przyjacielu – dodał z satysfakcją i pocieszająco poklepał Piotra po plecach.
Wetka wyszła z gabinetu i pocieszająco popatrzyła na siedzącego w poczekalni Piotra.
– To samiczka. Dzięki panu przeżyje – oznajmiła. – Ale nie wiem, czy wróci całkiem do zdrowia, to okaże się dopiero za jakiś czas. Na szczęście mamy tu w pobliżu schronisko, które oprócz zwierząt domowych ma także zagrodę dla lisów, wiec gdyby mała nie mogła żyć na wolności, schronisko się nią zaopiekuje.
Piotr odetchnął z ulgą.
– Dziękuję pani – uścisnął kobiecie rękę. – I mam nadzieję, że nie weźmie mi pani za złe, jeśli od czasu do czasu zadzwonię, aby dowiedzieć się o dalszych losach liska – dodał prosząco. – Pan nie jest winny temu, co się stało – odparła, spoglądając na niego ze zdziwieniem.
– Wiem, ale czuję się odpowiedzialny – odpowiedział, nie patrząc jej w oczy.
„Etola z lisa” – pomyślał z goryczą. „Ech, gdyby Karolina była tu ze mną…”.
Od tamtego dnia co tydzień dzwonił do gabinetu, by dowiadywać się o losach zwierzaka. Pokrył koszty leczenia, a gdy okazało się, że lisica ma zmiany neurologiczne, nie może być wypuszczona na wolność i spędzi życie w schronisku, Piotr zaczął regularnie odwiedzać Korabiewice i nawet nie zauważył, jak upłynął kolejny rok narzeczeństwa.
Ostatni goście skończyli posiłek i wszyscy z niecierpliwością patrzyli to na świadków, to na młodą parę. Piotr poczuł uścisk w gardle. Przyszła pora na toasty i przemówienia! Pozostało mu niewiele czasu do namysłu, a on nadal nie wiedział, jak mógłby opowiedzieć swoją historię…
– Mija pięć lat od waszych zaręczyn. – Ojciec Karoliny surowo patrzył na przyszłego zięcia. – Nie uważasz, że najwyższa pora na ślub?
– Uważam. – Piotr przełknął kluchę w gardle. – Jeszcze dziś ustalimy datę! Prawda, Karolinko?
Dziewczyna nie odpowiedziała, ale w jej oczach czaił się gniew.
– Nadal nie dostałam od ciebie etoli – zarzuciła mu, gdy wyszli z domu jej rodziców.
Nie odpowiedział. Otworzył drzwi do samochodu, a gdy wsiadła, ruszył w kierunku schroniska. Był pewien, że gdy jego dziewczyna zobaczy uratowanego liska, skończy się gadanie o etoli, a jutro zadzwonią do rodziców z określoną datą ślubu.
– To jest Ania, wolontariuszka zajmująca się lisią sforą w Korabiewicach. A to jest Karolina, moja narzeczona – przedstawił sobie dziewczyny.
Karolina taksującym spojrzeniem obrzuciła dres i adidasy lisiej opiekunki.
– Miło mi – wycedziła. W swojej markowej kiecce i eleganckich szpilkach zupełnie nie pasowała do otoczenia.
– A to jest Foksia. – Wolontariuszka zdawała się nie zauważać ani pogardliwego spojrzenia, ani eleganckich ciuchów. Trzymała lisiczkę w ramionach i delikatnie drapała za uszami. Promieniowała radością życia i sympatią do całego świata, taką samą jak wtedy, gdy Piotr spotkał się z nią pierwszy raz w kawiarni na Nowym Świecie, aby omówić szczegóły jego finansowej partycypacji w rehabilitacji Foksi. Ubrana z klasą i elegancją wysoka brunetka ściągnęła na siebie spojrzenia wszystkich gości w lokalu, a on był w szoku, że taka światowa kobieta zajmuje się wolontariatem w schronisku dla zwierząt!
Karolina w milczeniu wysłuchała opowieści narzeczonego i z nieporuszoną twarzą przyglądała się ocalonemu stworzeniu. Gdy wracali do auta, Piotr chwycił jej dłoń.
– To mój prezent dla ciebie – powiedział cicho i z czułością. – Znacznie lepszy niż etola! Zobowiązałem się, że będę pokrywać koszty utrzymania i leczenia tej lisiczki. A ty jesteś jej wirtualną opiekunką!
– Idiota – syknęła i wyrwała palce z jego ręki. Zatrzymała się gwałtownie i popatrzyła na niego z zimną złością. – Wezwij mi taksówkę – rozkazała. – Nie wracam z tobą!
Marek postukał nożem w kieliszek do szampana.
– Szanowni państwo – oznajmił uroczyście. – Przyszła pora toastów! Ale zanim to nastąpi, oddaję głos nowożeńcom. Bo historia ich miłości jest bardzo ciekawa i pełna nieoczekiwanych zwrotów!
Piotr podniósł się z krzesła i stanął za plecami ukochanej. Położył jedną dłoń na jej ramieniu, a drugą wzniósł swój kieliszek.
– Wszystko zaczęło się od tego, że pewna pani zapragnęła etoli z lisa – zaczął i lekko ścisnął lewe ramię żony.
Ania położyła palce na jego ręce. Proste, złote obrączki odbiły światło świec…
Jeśli podoba Ci się to opowiadanie, wyraź to datkiem dla Schroniska.
Wpłać datekTen tekst zebrał dotychczas na rzecz schroniska: 60 zł