Łan
Inspiracją do opowieści Małgorzaty Strękowskiej-Zaremby pt.: „Psia Gwiazda” był pies Łan Kiedy tekst powstawał, zwierzak przebywał jeszcze w Schronisku. Obecnie został zaadoptowany przez swoją schroniskową opiekunkę Basię.
Basia tak pisała o Łanie:
Łana poznałam prawie 6 lat temu. On i jego przyjaciółka Łąka były ostatnimi wolnożyjącymi psami, jakie zostały po przejęciu schroniska przez fundację Viva! Pozostałe psy zostały rozlokowane w boksach, tylko Łan i Łąka nadal żyły swobodnie. Miały na łące swoją budę, jedzenie zostawione w miskach i pełną wolność. Czasem widać je było spacerujące wśród koni po łące, innym razem znikały na kilka dni, a potem wracały. Często wylegiwały się na trawie i podrywały się dopiero gdy ktoś ze spacerowiczów podszedł zbyt blisko. Były stałym elementem krajobrazu korabiewickiej łąki. Piękne, niezależne, zawsze trzymające się razem. Kiedyś wypuściły się na dłuższą włóczęgę, ale do schroniska wrócił tylko Łan. Właściwie przywlókł się zrezygnowany, smutny, jakby był świadkiem czegoś potwornego, czemu nie mógł zaradzić. Przez kilka tygodni właściwie żył jakby w cieniu. Zwieszona głowa, pusty wzrok, brak chęci do czegokolwiek. Już nie oddalał się z łąki.
Zapadła decyzja o jego odłowieniu, Łan dostał środek usypiający i został umieszczony w boksie. I wtedy okazało się, że ma potwornie chore uszy, które musiały sprawiać mu niesamowity ból. Widzieliśmy czasem z daleka, jak chodząc po łące trzepał uszami, ale to co zobaczyliśmy było dużo gorsze niż cokolwiek do tej pory. Trzeba było szybko coś zrobić, ale czyszczenie uszu jest bardzo bolesne a Łan był psem dzikim. Doraźnie dostał tylko leki, które można było podać w karmie, a ja rozpoczęłam pracę nad jego oswajaniem.
Nie było to łatwe, Łan to duży pies, w dodatku niewiele wiedzieliśmy o jego zachowaniu w bliższym kontakcie z człowiekiem. Nie wyglądał na takiego, który się cofa, ale też nigdy nie przejawiał agresji w stosunku do człowieka, raczej odstraszał spacerujące z człowiekiem psy. Kiedy pierwszy raz weszłam do jego boksu, raczej nie miałam tęgiej miny. Z całych sił starałam się myśleć o jego chorych uszach, ale Łan nie bardzo chciał podjąć współpracę. W dodatku nie był zainteresowany jedzeniem, które dla niego przynosiłam, a kiedy próbowałam się do niego zbliżyć, odchodził. Przesiadywałam więc cichutko w jego boksie, a on leżał w bezpiecznej odległości. Zachodziłam w głowę, jak go do siebie przekonać.
Przynosiłam psie puszeczki, gotowane w domu jedzenie, surowe mięso, wędzone ryby, żółty ser, parówki. Łan nie chciał niczego, tylko żebym już sobie poszła. Ostatnim pomysłem był biały ser, rzuciłam kawałek w jego stronę i stał się cud. Łan podszedł, podniósł i zjadł. Rzuciłam następny i znów to samo. Łan powolutku nabierał do mnie zaufania, jadł w mojej obecności, a biały serek nawet z ręki. Niestety jego uszy były w coraz gorszym stanie, Łan trzepał nimi zawzięcie, potrząsał głową, widać było, że bardzo cierpi. Nie można było dłużej czekać. Łan został przyśpiony i wylądował w schroniskowym szpitaliku. To, co zobaczyliśmy było potworne. W znieczuleniu uszy zostały dokładnie wyczyszczone, a do środka zaaplikowane lekarstwo. Łan na kilka tygodni został w szpitaliku i tam nauczył się chodzić na smyczy. Właściwie to chyba to już kiedyś umiał, bo nie szarpał się, nie zapierał, nie próbował uciekać. Kiedy jego uszy zostały zaleczone, Łan zamieszkał w boksie z dwiema suczkami. Od jakiegoś czasu ma stałą towarzyszkę Roxie, z którą dzieli boks i domek a ja wychodzę z nimi na wspólne spacery. Łan nadal jest psem niezależnym i budzącym respekt. To, że pozwala się wyprowadzić na spacer, założyć kaganiec do zabiegów weterynaryjnych, jest tylko wypracowanym kompromisem. I on i ja szanujemy siebie nawzajem. Nigdy nie próbowałam go głaskać, kiedy pokazywał, że dotyk nie jest dla niego miły, a on nigdy mnie nie ugryzł, choć wiele razy pokazywał zęby. Ale to było tylko ostrzeżenie. Bardzo sobie cenię zaufanie, jakim mnie obdarzył, obydwoje ciężko na nie pracowaliśmy. Chciałabym, żeby Łan znalazł kiedyś dom i człowieka, który tak jak ja zawalczyłby o jego zaufanie. Jestem przekonana, że byłby wspaniałym przyjacielem, wiernym i oddanym. To wspaniały pies, mądry, mądrością psa doświadczonego przez los, który wie, że jego czas rozpaczliwie się kurczy i tylko własny dom i własny człowiek pozwoli mu dożyć godnie swoich dni.
N
iepewność o los najbliższych to najgorsze, co może spotkać psa i człowieka. Łan rozmyślał o tym godzinami, leżąc na korabiewickiej łące. Czasu mu nie brakowało. Nigdzie się już nie spieszył. Kiedyś, gdy miał własny dom i swoich ludzi, czas dzielił na spacery i zabawy. Miłość do gospodarzy zajmowała mu wtedy wszystkie myśli… Nie, nie chciał już wspominać. Wszystko minęło. „To, że pies kocha swojego człowieka miłością bez granic, nie znaczy, że człowiek kocha go tak samo”, powtarzał sobie. Aż w to uwierzył. Raz odtrącony i skrzywdzony, postanowił zachować niezależność.
A teraz znowu musiał biec, żeby ratować życie. Ale tym razem nie dbał o siebie. Jego przyjaciółka Łąka była w niebezpieczeństwie. „Szybko! Szybciej! Łąko! Skręć w prawo, przeskocz wykrot, widzisz gęsty zagajnik?! Uciekaj!”, krzyczał aż do utraty tchu. Przebierał przy tym nogami, drżał na całym ciele, rzucał się na posłaniu, brał niewidzialne przeszkody, aż uderzył łbem o kępę traw i poczuł przeszywający ból w uszach. Zbudził się pełen przerażenia.
Usłyszał zduszony, urywany oddech.
– Łąko, jesteś tu? – Zapanował nad drżeniem ciała, gotowy zerwać się z radosnym szczekaniem i przywitać kochaną towarzyszkę psich wędrówek.
– Jesteś tu??? – odpowiedziało mu echo. A może to któryś z pasących się obok koni bezmyślnie powtórzył pytanie.
Nie ma jej, mojej Łąki… Ból, który zakradł się do psiego serca był równie wielki jak ten, który przewiercał uszy i pulsował pod czaszką. Łąki nie było obok. Nie grzała go swoim ciałem. Słyszał własny oddech, nic więcej. Spojrzał w górę. Chciał wierzyć, że Łąka jest tam, wysoko, na nocnym niebie, wolna jak ptaki. Może wygrzewa się na obłokach. Może zmieniła się w światło. Może biega po Księżycu. Może spija mleko z Mlecznej Drogi albo serfuje na ogonach komet…
Czy wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie wybrali się na kolejną wędrówkę? Gdyby zaufali ludziom ze schroniska? Łan wciąż wracał do dnia, gdy ogarnięty pragnieniem włóczęgi wymknął się z korabiewickiej łąki. Wiedział, że ani on, ani Łąka nie byliby szczęśliwi, gdyby nie posłuchali głosu, który wołał na nich gdzieś z brzucha ziemi i z bezkresu świata. Pragnienie wolności było silniejsze od głodu i chłodu. Napędzała ich wiara, że w szaleńczym pędzie pokonają niewidzialną granicę i znajdą się w świecie, w którym wszystkie stworzenia darzą się miłością i szacunkiem. Porzucili więc budę, którą zostawili im ludzie na łące, znaleźli dziurę w ogrodzeniu i popędzili szukać innego świata.
„Wolność”, śpiewał im wiatr, „wolność”, szeleściły liście, „wolność”, szumiała woda w strumieniach, „wolność”, nuciły krople deszczu. Nawet kałuże i śmietniki pachniały wolnością i niezależnością. Nocą Łan i Łąka zwijali się w kłębek i, ukryci między korzeniami starych wierzb, ogrzewali się wzajemnie.
Łan kochał Łąkę za to, że nigdy nie pytała go o przeżycia z przeszłości. Sama też nie mówiła mu, czego doświadczyła. Najważniejsze było to, co działo się tu i teraz. Byli razem, niezależni od nikogo. Przytuleni do siebie leżeli pod chłodnym nocnym niebem. Czasem marzyli o własnym domu i własnym człowieku do kochania, ale z tych marzeń nie zwierzali się sobie. Szczególnie Łan bał się takich myśli. Przychodziły same i kłuły psie serce. Patrzył w niebo, aby je odpędzić. Odnajdywał tam najjaśniejszą z gwiazd zwaną Psią Gwiazdą, w którą starożytni bogowie zamienili psa Syriusza. Czasem zazdrościł Syriuszowi… Przytulał się wtedy mocniej do śpiącej Łąki i strzegł jej snu zanurzony w szmerach i zapachach nocy.
Aż któregoś dnia zbudził go niespodziewany hałas. Właśnie spali na skraju lasu. Nigdy dotąd las nie wydawał takich odgłosów. To były strzały. Chore uszy Łana przeszył przejmujący ból. Był tak silny, że pies przestał logicznie myśleć. Na chwilę zapomniał o Łące. Otępiały z bólu, nie powstrzymał jej. Wyrwana ze snu Łąka, przerażona, rzuciła się do lasu. To był zły wybór. Należało biec przez pole kukurydzy i uciekać dalej, byle dalej od lasu.
– Zawróć! – krzyknął Łan.
Huk wystrzałów zagłuszył krzyk. Łan pobiegł za Łąką. – Szybko! Szybciej! Łąko! Skręć w prawo, przeskocz wykrot, widzisz gęsty zagajnik?! Uciekaj!
Rejestrował każdy ruch przyjaciółki. Łąka z trudem pokonała zapadlisko, wpadła między drzewa i znikła mu z oczu. Potknął się, przekoziołkował aż na dno wykrotu, między zalegające tam gałęzie. Widział brzuchy psów gończych, skakały ponad nim na drugą stronę. Nie zauważyły go. Słyszał strzały. Płacz i skowyt przerażonych zwierząt.
– Uciekaj, Łąko! – powtarzał jak modlitwę.
Głosy oddalały się i cichły. Wreszcie zgasły jak ogień w wypalonym ognisku. Nagła cisza zwaliła się na las niczym deszcz z napęczniałej chmury. Łanowi wydawało się, że pod jej ciężarem łamią się korony drzew i pękają grube pnie. Wygrzebał się z gałęzi. Był sam. Nie, wtedy jeszcze towarzyszyła mu nadzieja. „Łąka zaraz wróci, odnajdzie się”, mówił sobie. „Potargana, zdyszana, może poraniona, ale szczęśliwa, że i tym razem nie dała się złapać”.
Szukał jej wiele dni, aż – ogłupiały z bólu, który rozrywał mu serce – musiał sobie powiedzieć, że nie znajdzie do niej drogi. Nie pomógł doskonały węch. Przywoływał ją głosem tęsknoty. Psy znają ten trop jak nikt inny. Też się zawiódł.
Co się z nią stało? Zabłądziła, uciekając na oślep? Wpadła gdzieś w czeluść? Została złapana przez ludzi? Wciąż ucieka gnana lękiem, który nie pozwala jej się zatrzymać? Czy może świeci wraz z Psią Gwiazdą na nocnym niebie?
Pozostała niepewność. Niepewność o los najbliższych, to najgorsze, co może spotkać psa i człowieka.
Chory i zdruzgotany Łan niczego już nie pragnął. Wolność bez Łąki straciła sens. Wrócił tam, gdzie był jeszcze zapach kochanej przyjaciółki. Na korabiewicką łąkę. Widział ludzi ze schroniska, którzy patrzyli na niego z oddali. W ich oczach była troska. Ale Łan niczego od nich nie oczekiwał. Niech mu dadzą spokój. Niech tylko pozwolą leżeć tu, gdzie bawił się z Łąką, gdzie oboje śnili o lepszym świecie. Niech mu pozwolą zmienić się w gwiazdę, która nic nie czuje. Nie kocha, nie tęskni, więc nie da się jej zranić. Niech mu dadzą zasnąć.
Jeśli podoba Ci się to opowiadanie, wyraź to datkiem dla Schroniska.
Wpłać datekTen tekst zebrał dotychczas na rzecz schroniska: 120 zł
ŁAN ❤️jest z nami pół roku. Zleciało szybko i było dużo łatwiej, niż się obawiałam. Łan okazał się wielką, cudowną niespodzianką. Ten duży, dumny i niezależny pies, wolny duch, unikający wszelakiego kontaktu z człowiekiem, nieobsługiwany, pokazujący zęby, gdy tylko ktoś odważył się naruszyć jego przestrzeń…ech, ten Łan, mój kochany, cudowny, delikatny, czuły, ciepły, wzruszający.
Od pierwszej chwili byliśmy razem, wspólny pokój, moje łóżko i jego posłanie. Wzajemne zaufanie, bo śpiący człowiek i śpiący pies są jednakowo bezbronni. Łanio tylko przez pierwsze dwa dni był oszołomiony i pogubiony zmianą, jaka zaszła w jego życiu. Potem już szybko wszedł w stały rytm dnia. Przesypiał całą noc, bez problemu zostawał sam, gdy ja szłam do pracy, nie brudził, nie niszczył. Regularne posiłki, wspólne spacery po okolicy. Do dziś Łanio chodzi wyłącznie po znanych sobie ścieżkach. Każdą próbę zmiany trasy zauważa natychmiast i protestuje. Tam, mamo, tam jest DOM, widzisz, zabłądziła byś, gdyby nie ja.
Pierwsze zdanie, na które błyskawicznie nauczył się reagować to „ Łaniu, do domu”.
Nie ma lęku separacyjnego, ale popiskuje cichutko, gdy wychodzę, wtedy wystarczy, że się odezwę i już jest dobrze.
Nie jest nachalny, ale ma dużą potrzebę bycia blisko. Kiedy pierwszy raz położyłam się obok niego, najpierw zesztywniał, a potem sapnął cichutko i się przytulił. Najbardziej lubi poranne pieszczoty, wtedy chowa głowę w moje dłonie, rozpycha się, trąca nosem, potrząsa głową. Pozwala dosłownie na wszystko, czesanie, czyszczenie uszu, nawet pojedynczo obcinane pazury-też nie ma dramatu.
Ostatnio Łan odkrył w sobie potrzebę chronienia mnie. Gdy siadam w ogrodzie, kładzie się obok. Czujny pies swojej pani. To nic, że po chwili drzemie, obydwoje wiemy, że w razie potrzeby Łanio poderwał by się z całą determinacją. Ale nie ma i nie będzie takiej potrzeby. Może drzemać spokojnie, powarkując we śnie grożnie i przebierając łapkami. Mój piękny, wspaniały przyjaciel.
Łana znam prawie 7 lat, a kiedy go poznałam już był psem dorosłym. Wspólnie przepracowaliśmy wzajemne zaufanie, potem przyszedł czas na sympatię, a potem nie mogło stac się inaczej. Kiedy do domu pojechała Roxie, jego przyjaciołka z boksu, szepnęłam Łaniowi na ucho „nie martw się, nie zostaniesz w schronisku”. Dokladnie dzień przed Wigilią, pół roku temu Łan wszedł do naszego domu i już w nim został.
Takich psów jak Łan jest w każdym schronisku wiele. Bez szans, bez nadziei, czekają na cud.
Sprawcie, aby ten cud się stał! Proszę, błagam, zabierajcie stare psy ze schronisk. Nie pozwólcie im umierać w przeświadczeniu, że człowiek to zło wcielone i podłość wszelaka. Że człowiek to ból, cierpienie, obojętność i znieczulica.
Na te ostatnie lata, miesiące, może tygodnie zaledwie weżcie je do domu. Okażcie troskę, dajcie opiekę, ciszę, spokój i bezpieczeństwo. Dajcie im siebie a zobaczycie, że warto.