Małgorzata Karolina Piekarska

Małgorzata Karolina Piekarska

Urodziłam się pod znakiem Lwa 24 lipca 1967 roku w Warszawie, gdzie mieszkam na Saskiej Kępie w domu po prababci wraz z synem Maćkiem, mężem Zacharjaszem Muszyńskim oraz kotem Szarlotkiem i suczką jamniczką Frytką.



Całe moje życie związane jest z Warszawą. Wychowałam się na Żoliborzu, gdzie chodziłam do Szkoły Podstawowej nr 92 im. Ernesto Che Guevary (dziś Jana Brzechwy), V Liceum Ogólnokształcącego im. księcia Józefa Poniatowskiego i od drugiej klasy do XVI Liceum Ogólnokształcącego im. Stefanii Sempołowskiej, gdzie w 1986 roku zdałam maturę. W 1995 roku ukończyłam historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim (absolutorium), a w 2017 Wytwórnię Scenariuszy przy WFDiF.



Lubię: lato, niezapominajki, zwierzęta, dzieci i młodzież, pierogi ruskie i sok jabłkowy, książki, filmy, muzykę rockową i klasyczną, operę i balet, sztukę nowożytną z Rembrandtem na czele oraz polską sztukę epoki stanisławowskiej i polskie malarstwo XIX wieku. Lubię też gry planszowe, prowadzenie samochodu, fotografowanie. Uwielbiam spacery, na które niestety nie mam zbyt wiele czasu oraz jazdę na rowerze i rolkach. Kocham Warszawę i nie wyobrażam sobie życia poza nią.
Nie lubię: partii politycznych i polityków, smrodu w zatłoczonych środkach komunikacji miejskiej, ludzi o skrajnych poglądach i takich bez poczucia humoru, skąpców, zimy i mrozu oraz wątróbki i knedli ze śliwkami.



Boję się: samotności, chorób oraz ludzi, którzy nigdy nie płaczą.
Używam: obu imion, do pisania – ołówków lub pióra wiecznego. Jeżdżę białym fiatem zwanym „Kropeczką”. Najczęściej chodzę w spodniach.
Opublikowałam 9 książek, a kolejne znajdują się w druku lub przygotowaniu. Jestem członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.



WZIĘŁAM UDZIAŁ W PROJEKCIE, PONIEWAŻ... naprawdę kocham zwierzęta i nie wyobrażam sobie domu bez zwierząt. Wielokrotnie brałam do siebie zwierzaki, których nikt nie chciał. Tak było w przypadku szczura Gieroja, którego oddał ksiądz z Tarchomina jako nietrafiony prezent gwiazdkowy. Tak było też w przypadku kota Szarlotka, który trafił do nas jako ośmioletni kot, bo jego poprzednia właścicielka wychodziła za mąż, a jej wybranek miał uczulenie na koty. Jestem autorką kryminału dla nastolatków „Dzika”, którego nastoletni bohaterowie trafiają na ślad międzynarodowej szajki przemycającej dzikie zwierzęta. Pisząc książkę, dowiedziałam się, że przemyt dzikich zwierząt jest trzecim co do wielkości, po broni i narkotykach. I o tym opowiadam na spotkaniach autorskich, zachęcając, by dzieci pragnące mieć zwierzę hodowały te, które są naprawdę udomowione.
Naturalnym więc chyba jest, że zdecydowałam się swoim opowiadaniem wspomóc Korabiewice, gdzie trafiają zwierzęta m.in. z przemytu oraz takie, których nikt nie chce.



fot. Jędrzej Chmielewski

Wybierz lub wpisz kwotę darowizny

Kwota: