Kozy w Korabkach
Inspiracją do opowieści Marii Letki pt.: „Kozuchy” było przebywające w Schronisku stado kóz.
W styczniu 2018 r. przyjęliśmy pod opiekę 19 kóz, niedługo jedna z nich powiła maleństwo. Tak staliśmy się opiekunem już 20 kóz. Ich historię możecie przeczytać pod podanym linkiem.
Obecnie w Korabiewicach przebywa 35 kóz.
Pod linkiem można obejrzeć film z interwencji przejęcia stada kóz. Pod filmem informacje dotyczące tego wydarzenia. Materiał może wydać się drastyczny.
Tutaj i tutaj kilka zdjęć z życia kóz.
Bieżące informacje o kozach najlepiej śledzić na fanpage’u „Zwierzaki z Korabkowej zagrody”.
Jeśli chcesz zaadoptować kozę lub innego zwierzaka, pamiętaj, że pierwszym krokiem jest zawsze wypełnienie ankiety adopcyjnej. Znajdziesz ją tu: Ankieta
Jeśli nie możesz adoptować zwierzaka do domu, weź pod uwagę możliwość adopcji wirtualnej. Więcej o tej formie pomocy tutaj.
Pewnego wiosennego poranka przed bramą schroniska stanęło stadko kóz. Nie były zaniedbane, ale trochę wystraszone.
Pracownicy schroniska nie posiadali się ze zdumienia. Byli przyzwyczajeni do tego, że ludzie podrzucają zwierzęta, ale po raz pierwszy ktoś podrzucił całe stado. W dodatku same kozy, ani jednego koziołka. Zostały wpuszczone do środka, nakarmione i zaszczepione. Nadano im imiona, wyczesano zmierzwioną sierść. Po niedługim czasie stadko zamieniło się w piękne, łaciate, wesołe kózki. Codziennie świtem odbywał się przemarsz rozbrykanego stada na pastwisko.
Już pierwszego dnia dwie kózki się spóźniły. Były to Agatka i Marianna. Pani Małgosia czekała na nie przy wejściu na pastwisko.
– Szybciej, szybciej – wołała. – Agatka, Marianka, gdzie byłyście?
Kozy zaczęły stroić miny, spoglądały na siebie, na panią Małgosię… Zachowywały się jak dwie przyłapane na psotach dziewczynki. W końcu Agatka powiedziała:
– Jakem biegła przez podwórko, gawędziłam z białą chmurką. Meee, meee.
– I ja też, i ja też – dodała Marianka. – Ponieważ nie da się pogawędzić w biegu, musiałyśmy się zatrzymać. Przez to jesteśmy spóźnione. Meee.
– Chmurka powiedziała, że nie będzie padało przez trzy dni – uzupełniła Agatka.
– To wspaniale! – ucieszyła się pani Małgosia. – Będziemy prać schroniskowe prześcieradła i przyda się pogoda bez deszczu. No, a teraz szybciutko, szybciutko, biegnijcie do swoich koleżanek.
Agatka i Marianka pobiegły, powiewając jedwabistymi pędzelkami na końcach ogonków. Pani Małgosia zamknęła bramę i pomyślała tak: „Jak mogły rozmawiać z chmurką, jeżeli niebo jest bezchmurne?”. A wieczorem już wszyscy wiedzieli, że dwóm pracownikom schroniska zginęło drugie śniadanie i to razem z papierem, w który było zapakowane.
Następnego dnia w czasie wielkiego porannego przemarszu na pastwisko okazało się, że nie ma Zosi i Lali.
– Prędzej, prędzej! – wołała pani Małgosia, gdy tylko zobaczyła, że nadbiegają. – Chcę zamknąć bramę. Wasze koleżanki już się pasą. A wy dlaczego się spóźniłyście?
– Eee… – jąkała się Lala. – Aha, już wiem. Jakem biegła wedle młyna, zagadnęła mnie dziewczyna – zameczała wreszcie.
– I mnie też, i mnie też – dodała Zosia. – To dlatego jesteśmy spóźnione. To musiała być córka młynarza, bo włosy miała przyprószone mąką.
– I dała nam przepis na pyszny chleb – uzupełniła Lala, spoglądając na Zosię.
– O, wspaniale – ucieszyła się pani Małgosia. – Dawno nie piekłam chleba. A teraz szybko biegnijcie do innych kózek, bo zjedzą wam całą trawę – zażartowała i – zamykając bramę – szepnęła do siebie: „Nic nie rozumiem. Przecież młynarz nie ma córki. On ma syna”. Tego samego dnia okazało się, że ktoś pożarł miotłę do zamiatania podwórka. Na szczęście miotła była stara, zniszczona i nikt jej nie żałował. A wieczorem pani Małgosia upiekła chleb według przepisu podanego przez kozy. Był wspaniały!
– Teraz to już całkiem nic nie rozumiem – westchnęła.
Nazajutrz rano spóźniły się kolejne dwie kózki – Basia i Kasia, a kiedy wreszcie przybiegły, mecząc głośno, pani Małgosia zawołała:
– Co się stało? Musiałyście z kimś pogawędzić?
Basia i Kasia spoglądały na siebie, potrząsały głowami i widać było, że na poczekaniu wymyślają jakiś powód spóźnienia.
– Ponieważ… – zameczała Basia. – Ponieważ…
– Ponieważ – dodała Kasia. – Kiedy prysznic brałam rano, ktoś zawołał „Mamo! Mamo!”
– Tak, tak – kiwnęła głową Basia. – Musiałyśmy się dowiedzieć, kto to wołał. Meee.
– Rozumiem, rozumiem – przytaknęła pani Małgosia. – I co? Dowiedziałyście się?
– Niestety nie – zameczała przejmująco Basia. – Ale z całą pewnością był to głos jakiegoś dziecka.
Kiedy już dwie spóźnione kozy znalazły się na łące, pani Małgosia roześmiała się:
– No tak, to ciekawa historia, ale przecież tu nie ma żadnych dzieci. Ciekawe, co dziś zginęło.
Zginęła rolka ręcznika papierowego. I tak było codziennie. Kózki prześcigały się w wymyślaniu powodów spóźnienia, a w schronisku coś ginęło.
– Tajemnicze kozuchy nam się trafiły – śmiała się pani Małgosia.
Pewnego jesiennego dnia, gdy padało już od świtu, do bramy schroniska ktoś zastukał. Pani Małgosia poszła otworzyć bramę i zastała po drugiej stronie dużą, białą kozę.
– Można? – zapytał gość.
– Tak, tak – odpowiedziała pani Małgosia. – Wejdź, proszę.
Przyjrzała się gościowi i zobaczyła, że jest bardzo ubłocony i zmęczony, a w dodatku usłyszała, że głośno burczy mu w brzuchu.
– Jak się nazywasz? – zapytała.
– Nazywam się Kozucha Kłamczucha – odpowiedział gość. – Przyszłam odwiedzić moje wnuczki i może mogłabym zostać tu na zimę? Mam zamiar popracować trochę nad ich charakterem. Podobno straszne z nich kłamczuchy.
– Ależ nic podobnego! – zawołała pani Małgosia. – Są pełne fantazji i my wcale nie chcemy, żeby się zmieniały! Poza tym nie zawsze zmyślają.
– A nie kradną jedzenia? – zapytała Kozucha.
– Takie tam drobiazgi – machnęła ręką pani Małgosia. – Wiadomo przecież, że kozy są wszystkożerne.
– Jak tak, to tak – pokiwała głową Kozucha Kłamczucha. – No to może chociaż przezimuję tutaj. Dobrze?
– Dobrze – zgodziła się pani Małgosia.– Nikogo, kto jest w potrzebie, nie odprawimy.
Kozucha Kłamczucha została w schronisku na czas zimy. Odpasła się, wypoczęła, a wiosną wyruszyła w świat. O swoich wnuczkach opowiadała: „Jakie tam z nich kłamczuchy, zwyczajne zmyśluchy”.
Jeśli podoba Ci się to opowiadanie, wyraź to datkiem dla Schroniska.
Wpłać datekTen tekst zebrał dotychczas na rzecz schroniska: 160 zł