Lisy
Inspiracją do opowieści Marii Letki pt.: „Liski nie płaczą” były lisy przebywające w naszym schronisku. O korabiewickich lisach można by napisać bardzo dużo. To często niezwykle dramatyczne historie. Zainteresowanych odsyłam do linków.
Tutaj przeczytasz kilka słów o każdym lisie:
Obejrzyj krótki film z życia lisów.
Bieżące losy lisów w Korabkach możecie śledzić na FP „Lisi Azyl”.
Lisy można adoptować wyłącznie wirtualnie. O takiej adopcji dowiesz się więcej tutaj.
Jeśli chcesz zaadoptować innego zwierzaka, pamiętaj, że pierwszym krokiem jest zawsze wypełnienie ankiety adopcyjnej. Znajdziesz ją tu: Ankieta
Padał rzęsisty deszcz. Schroniskowe liski trochę spały, a trochę się nudziły. Były bezpieczne, nic im nie zagrażało, poza złymi wspomnieniami.
W najdalszym kąciku lisiego ogrodu mieszka Filip, bardzo utalentowany lisek. Potrafi każde tekturowe pudełko podrzeć na malutkie kawałeczki. W zacisznym domku Filipa jest cała sterta takich kawałeczków. Filipek dostaje pudełka od cioci Moniki, opiekunki lisów. Tego właśnie deszczowego dnia Filipek zjadł jak zwykle śniadanie, pogawędził chwilkę z lisem Stasiem i postanowił zabrać się do pracy.
– Ciociu Moniko – powiedział, bo tak właśnie schroniskowe lisy zwracają się do swojej opiekunki. – Ciociu Moniko, żeby z pudełka zrobić dużo małych kawałeczków, potrzebne mi są zęby. A co jest potrzebne, żeby z kawałeczków zrobić pudełko?
– Potrzebny ci jest klej i jakaś ściereczka, żebyś przy pracy nie posklejał sobie futra – odpowiedziała ciocia.
– O.K. – powiedział Filipek zupełnie jak pan Antoś, gdy ktoś go poprosi o jakąś dodatkową pracę. – O.K. To poproszę i jedno, i drugie.
Ciocia dała mu klej, obwiązała brzuszek ściereczką i powiedziała:
– Pracuj, pracuj, moje złotko. Jak się wprawisz, to zrobisz mi pudełeczko na kolczyki.
– O.K. – powiedział Filipek i zabrał się do pracy, a ciocia poszła do innych zwierzaków.
Lisek kleił, przygryzał, wyrównywał… Wieść o tym, że Filipek tworzy dzieło, bardzo szybko rozniosła się po całej lisiarni.
– O.K. – powiedział wreszcie Filipek. – O.K. Gotowe.
Postawił pudełko na środku wybiegu i zaczął mu się przyglądać. Patrzył, patrzył i nie mógł uwierzyć własnym oczom.
– Przecież… przecież… zamiast pudełka wyszła mi klatka – wyszeptał przerażony.
Zaledwie padło słowo „klatka”, w różnych kątach lisiarni rozległ się płacz i skomlenie.
Lisiczka Malwinka zaczęła się kręcić w kółko i powtarzać:
– Nie ma mojej srebrnej chmurki. Wypadłam z klatki i przeczołgałam się do bramy, a potem na drugą stronę. Byłam sama, nie wiedziałam co mam robić i wtedy zobaczyłam, że za mną nie kołysze się już moja srebrna chmurka.
– O czym ona mówi? – zapytała Foksia, niewidoma lisica. – Co to za srebrna chmurka?
– Jej ogon – wyjaśnił Staś.
Ledwie Malwinka uspokoiła się trochę, rozległ się drżący głos Stasia.
– Żeby uciec, trzeba umieć biec przed siebie, a ja potrafiłem biegać tylko tam i z powrotem, tam i z powrotem. Biegałem tak całą noc, aż w końcu ze zmęczenia upadłem i wyglądałem jak martwy. Wyrzucono mnie za bramę. Różni ludzie przechodzili, ale udawali, że mnie nie widzą. Wreszcie zjawił się chłopak na rowerze. Zatrzymał się, pochylił nade mną i szepnął: „Biedny lisku, zaraz ci pomogę”. Przewiesił mnie przez rower i przywiózł tutaj, do schroniska. Teraz uczę się chodzić w różnych kierunkach – zakończył Staś.
– Ja nie wiem co to klatka, bo mieszkałam w lesie – odezwała się Foksia. – Mieszkałam w norze pod korzeniami drzewa. Pewnego dnia wracałam do nory ze swoją pierwszą zdobyczą. Byłam bardzo zadowolona z siebie. Pierwsza wyprawa i od razu zdobycz. Nagle uderzył we mnie samochód, który jechał leśną drogą. Ostatnie, co pamiętam, to mojego szczurka wylatującego w powietrze i znikającego w koronie drzewa. Potem już nic nie widziałam i nie widzę.
– I jak się tu znalazłaś? – zapytała Malwinka.
– Znaleźli mnie grzybiarze i przynieśli do schroniska – powiedziała Foksia.
– A gdzie jest Filipek? – zapytała Zelda, czarno-srebrna lisica, którą nazywano „Zeldą od szczeniąt”, bo kiedyś miała ich bardzo dużo. Właściwie to całej jej przedschroniskowe życie upłynęło na rodzeniu szczeniąt, które, gdy podrosły, zabierano jej. – On jest jak szczeniak. Wiecznie się gubi. Filip! Gdzie jesteś? Zaraz przestanie padać!
Odpowiedziała jej cisza. Inni też wołali, ale Filipek nie odpowiadał. Pobiegli więc do jego domku.
Na środku domku Filipa stała zrobiona przez niego klatka, a w klatce siedział on sam.
– Sam się w niej zamknął. W klatce – wyszeptała Malwina. – Zawołajmy ciocię.
Po chwili zjawiła się ciocia Monika.
– Czy ty, Filipku, oszalałeś! – wykrzyknęła. – To było dawno i tamta klatka już nie wróci. Ona nie istnieje.
Próbowała rozerwać klatkę, ale jej się nie udało, bo nagle tekturowe kraty stały się tak mocne jak z żelaza. Ciocia Monika musiała zawołać pana Antosia, a on musiał przynieść piłę i dopiero przy jej pomocy udało się uwolnić Filipka.
– Ty niemądry lisie – powiedziała ciocia i wzięła Filipka na ręce. – Czas już zapomnieć.
Mordka Filipka zmarszczyła się żałośnie. Lisek zaczął wydawać z siebie krótkie szczeknięcia i piski.
– No, Filipku, no – powtarzała ciocia. – Przecież liski nie płaczą. Już, Filipku, już.
Filipek powoli uspokoił się.
Przestało padać. Podekscytowana Malwinka pierwsza pobiegła do swojego domku.
– Jest! – zawołała. – Jest! Moja chmurka!
Na drewnianej ścianie domku widniał jasny cień. Wyglądał jak gruby, puszysty lisi ogon.
– Co jest? – zapytała niewidoma Foksia.
– Cień jej ogona – wyjaśniła Zelda. – Zawsze po deszczu zdarza się coś niezwykłego: jego cień pojawia się na ściance domku Malwinki. Zobacz, trochę się kołysze.
Foksia nie mogła go zobaczyć, ale czuła wokół siebie tak wielkie zamieszanie i podniecenie, że uwierzyła w cień lisiego ogona na drewnianej ścianie.
Jeśli podoba Ci się to opowiadanie, wyraź to datkiem dla Schroniska.
Wpłać datekTen tekst zebrał dotychczas na rzecz schroniska: 527 zł